„Ja zawsze jestem Wolny, i proponuję aby wszyscy byli Wolni"
– wywiad z Przemysławem Kwiekiem (13.12.2014).
Sylwia Ciuchta
Sylwia Ciuchta: Patrząc przez pryzmat Pańskiego dorobku artystycznego – jak odnosi się Pan do programowych pytań Festiwalu: czym jest Wolność? Czy da się ją wyrazić w sztuce?
Przemysław Kwiek: Problem Wolności – przez duże „W” – jest
zasadniczym problemem mojej sztuki. Niestety nie mam możliwości, ale tu trzeba
by sięgnąć do tekstu Jana Piekarczyka – mojego zmarłego kolegi
matematyko-artysty, który dokładnie to opisał. Jest to najlepszy tekst o mojej
twórczości.*1
Robię tak zwany Appearance, to znaczy
krótko mówiąc – Pojawienie się; wygląd.
Nie jest to Performance, chodź może nim być, a zasadniczą jego cechą jest W o l n o ś ć.
Nie ma Appearance bez Wolności, jak i
nie ma Wolności bez Appearance –
swobodnego pojawiania się z procesualną lub obiektową formą. Każdy obywatel ma
prawo, przyrodzone, do BYCIA, zarówno w prywatnym wnętrzu (wtedy się nie Pojawia) jak i w przestrzeni publicznej
(wówczas się Pojawia). Wszyscy ludzie
których spotykamy na ulicy, w urzędzie, robią właśnie Appearance. Z tym, że nie są Artystami, więc ich Pojawianie się nie jest Sztuką. Ale też
dotyczy ich problem Wolności.
Problem Wolności dotyczy wszystkich, a
Appearance bez Wolności nie może zaistnieć. Jeśli nasza Wolność zostaje w
jakiś sposób ograniczona, to nazywa się to dyktaturą lub państwem urzędowym, w
którym ważniejszy jest papier niż Człowiek.
Wracając do Festiwalu Performance – wszystko to obowiązuje również tutaj. A w
związku z tym, śmiało można narzucić temat w tym kontekście taki jak Dramat Wolności. Tak też się stało.
Inaczej mówiąc, mnie to nie dotyczy. Stosunek mojej działalności do tematu
Festiwalu jest taki, że ja zawsze jestem Wolny, i proponuję aby wszyscy byli
Wolni. A reszta – chociażby dwudziesta piąta rocznica zmian ustrojowych w
Polsce, i tak dalej…
Przecież Pani wie, jedni robią sobie z tego kpiny, z tej „wolności” – mówią, że
to propaganda i nieprawda – inni z kolei są w sprawę bardzo zaangażowani. Ale
to nie jest temat do rozważenia przy okazji dzisiejszej rozmowy.
Sylwia Ciuchta: Pana twórczość, również z okresu działalności KwieKulik, wprowadza w życie założenia Otwartości Sztuki – na wszystkich jej poziomach. Rozumiem to jako manifest wolności sztuk…
Przemysław Kwiek: Ten problem Otwartości, co do nas, wiąże się
terminem Formy Otwartej Profesora
Oskara Hansena. W różnych opracowaniach twórczości KwieKulik, można zaobserwować, że uznaje się ją jako kontynuację Jego Formy
Otwartej. Nic bardziej błędnego. I co z tego, że byliśmy z Janem S.
Wojciechowskim i Zofią Kulik jednymi z najbardziej zaangażowanych w Jego idee.
Jest to nieszczęśliwy termin, bo Hansen stosował go do architektury – był
architektem – a termin był na tyle ogólny i nośny, zwłaszcza w tamtych czasach
dekretowanej „Kultury i Sztuki”, że dzisiaj historycy chętnie i bez refleksji
określają nim nowoczesną sztukę KwieKulik – i wszystko gra!
Myślę, że i Pani pytanie ma te korzenie. A my nie architekci. Choć oczywiście
proponowaliśmy Otwartość. To nie znaczy, że Hansen był do tego potrzebny!
To JEGO „Forma Otwarta” (!). Piękny, utopijny, jedyny wtedy w Polsce projekt
konkretnej zabudowy kraju, możliwy jedynie w socjalistycznym „ustrojstwie”.
Mój życiowy błąd powodujący te dzisiejsze konsekwencję – że zgodziłem się na
nazwanie naszego filmu 35 mm „Forma Otwarta”.*2
Przecież mieliśmy niezależne własne fundamenty teoretyczne. Od strony nauki,
pomijając wiedzę „obowiązkową” (Kant, Platon, Tatarkiewicz, itd.): Twardowski, Kotarbiński,
Szkoła Lwowsko-Warszawska filozoficzna i matematyczna, Petrażycki, teoria
Działań, Wiedeńscy Analitycy, Marks, Suchodolski, Chwistek, Witkacy, Leibniz,
Wittgenstein… I byliśmy „dziećmi epoki”, tzn. uczestniczyliśmy „dzień po dniu”
w klimatach społecznych chociażby kontrkultury Paryskiego Maja 68, rewolucji
Hippis, w kolejnych zwrotach sztuki tamtych czasów: akctionpaintig,
opartowskich, popartowskich, konceptualnych, krytycznych, medialnych,
akcyjnych, itp. Nowoczesność Impresjonistów, Kubistów, Futurystów, Brutalistów,
Fluxusu, „Duchamp’owców”, Konstruktywistów, Fowistów, Modernistów, itd.
przerabialiśmy sobie w formie realizacji praktycznych jako codzienne wprawki. A
pokazać rysunki z rysunków klasyków z wydawnictw będących w ASP?
– Kując w tym kontekście „nowoczesny” „zwrot” WŁASNY!
„Zaliczona” cała klasyka stara i nowa Ruska łącznie z Gogolem, Czechowem, Bablem
i Buninem; cały Balzak (dzięki Boyowi), Zola, Maupassant, de Laclos, Stendhal,
Szekspir, Molier, Maeterlinck, Heine, Goethe… Jakby dodać do tego, co
analitycznie widziałem (obrazy, rzeźby) łącznie z wieloletnimi corocznymi
„Konfrontacjami” filmowymi; co analitycznie słuchałem (z 10 lat 2 razy na
tydzień w Filharmonii) – to wyliczanki, łącznie z komentarzami, starczyłoby na
cały wywiad…
Co to znaczy Otwartość u nas?*3 To
znaczy procesualność, a nie produkowanie „zamkniętych form”, artefaktów, które
stoją i są wieczne. Pomników i posągów, i to mających przód i tył. A zacząłem
od solidnego i długiego studiowania – o jedności przeciwieństw! – gipsów,
postaci, posągów i biustów!
Procesualność w szerokim rozumieniu tego słowa. Produkująca efemerę – stąd
„Dokumentacja”, która chronić ma „tkankę Sztuki Narodowej” przed niebytem.
Wyciągnąłem praktyczne wnioski, że rzeźbiarz obok dłuta posługuje się
równorzędnie aparatem fotograficznym produkującym „zjawiska ekranowe” o
niespotykanej sile estetycznej, wizualnej, w dodatku o charakterze dokumentu,
będącego zastępnikiem zanikłego w czasie „realu”.*4 I Artysta jako „Działający”
wieczny „Sprawca”.
To nie ta „Otwartość” jaką miał na myśli Hansen.
Sylwia Ciuchta: Czyżby Pan się odżegnywał teraz od Hansena?
Ależ skąd! Odwrotnie. Bardzo
byliśmy zaangażowani w Jego program ćwiczeń. Mało tego, uważam, że to te Jego
zadania z „Brył i Płaszczyzn”*5 są
pomnikiem. Powinni je przerabiać wszyscy w szkole, by mieć właściwe pojęcie o
”czaso-przestrzeni”, urbanistyce i wszystkiego co jest w „3D”, tak jak elementy
muzyki, czy dwuwymiarowej plastyki.
Ale wkurza mnie ten polski syndrom Janka Muzykanta, którym muszą „mantrować”
historycy jako zasadą, a za nimi bezrefleksyjni propagatorzy: dziennikarze,
krytycy, kulturoznawcy…, faszerować każdą biografię twórcy, że biedny młody (28
lat, to młody?) sam nie jest w stanie niczego oryginalnego wygenerować u swych
początków. Przecież musi być jakiś Ojciec?!
„Pójdź dziecię, ja Cię uczyć każe”…, bo inaczej skończysz na malowaniu
akwarelkami co najwyżej takich tematów, jak grzybobranie, zachód słońca, czy
mój tata.
– Tak, malowałem takie tematy pod okiem artystki malarki Ireny Żabianki na
Elektoralnej w Warszawie, ale jak miałem 11 lat!
Ja byłem zafascynowany „Traktatem o dobrej robocie” Kotarbińskiego. Jego
„Elementy” były w starej przedwojennej szafie mojej rodziny… Myślę, że Hansen
nie wiedział kto to jest Kotarbiński. Natomiast, jakby się kto pytał, to
właśnie Hansen zwrócił się do nas [KK] po „Grze” na „Wzgórzu Morela” w Elblągu
(grudzień 1971)*6 o
wypożyczenie naszej slajdowej dokumentacji z tego wydarzenia; chciał pokazać ją
na swoim wykładzie dla nauczycieli plastyki, jako gorącą nowość formalną niezwykle
ważną dla Sztuk Wizualnych.
A jakby tej dokumentacji nie było? A jakbym nie zaprosił wtedy Hansena,
Kowalskiego i studentów Rzeźby do Elbląga?
Strach pomyśleć jakie byłyby konsekwencje – oto młody Polak coś samodzielnie „wymyślił”
w Sztuce!: „Sztukę w płynie” – „Kopernikański” przewrót – negację krążenia
słońca wokół obiektu!...
Upłynęło 45 lat, i co? 90 procent!
Wydziałów tzw. „Działań przestrzennych” mamy na naszych Akademiach dzisiaj z 5!
To była wtedy moja decyzja poważna, na całe życie, za którą zapłaciłem i płacę
dalej…
Ale też i serce rośnie, jak widzę ilu młodych ludzi „idzie tą drogą” przeciw
wichrom komercyjnego „Glamour” (przepraszam, że nawiązuję do P. Prezydenta
Kwaśniewskiego, twórcy tzw. „kwasycyzmu w Sztuce”, wdg. określenia Jana
Piekarczyka)*7 *8
Ale tzw. „Gry” lub lepiej „wieloosobowe Działania naprzemienne”, inaczej
„Współdziałania”, zaczęte „Grą” na twarzy aktorki Ewy Lemańskiej, części filmu
Forma Otwarta (luty 1971), a wcześniej jednoosobową „Grą” z samym sobą – moim wcześniejszym
studium aktu pod horyzontem (1967) i późniejszym dyplomem, studium aktu nad
horyzontem (1969-70) – rozwinięte potem przez grupę Doba, Gutt, Raniszewski w
Ich „Rozmowy”– są moje, a nie Hansena i kropka.
Sylwia Ciuchta: Co sądzi Pan na temat instytucjonalnych schematów funkcjonujących w „świecie sztuki”? Czy warunkują one twórczość artystów chcących zaistnieć?
Przemysław Kwiek: Tak, jak najbardziej istnieje
„instytucjonalność”. „Uzależnienie instytucjonalne”.
Przekonałem się o tym będąc Komisarzem „Perfidii Perfearance IV” i będąc
członkiem Jury 10. Szczecińskich
Inspiracji 2014, gdzie organizowany był konkurs dla „młodzieży Sztuki”.*9 Młodzi
artyści składając podania, muszą dokładnie wszystko opisać w określonej ilości
słów – co chcą przez dzieło powiedzieć, jaką zastosować formę i dlaczego,
załączyć zdjęcia i filmy – dosłownie jak w kwestionariuszu o pracę. Jest to coś
niebywałego, wszyscy podporządkowują się tej formule.
Jeśli chodzi o instytucjonalizacje, to istotna jest sprawa komercji w sztuce,
która nie dotyczy tylko sztuki polskiej. Patrząc od strony komercyjnej:
młodzież też jest w nią uwikłana, musi śpiewać jak jej zagrają. Młody człowiek,
świeżo po studiach nic nie może, jest zerem. Musi podporządkować się regułom
gry, aby w ogóle wejść do tego świata, i rozpocząć swój terminarz. Może się
uda, może się nie uda…
Jeśli będzie terminował dwadzieścia, trzydzieści lat to raczej mu się uda
zostać „Artystą” w moim rozumieniu, aczkolwiek jeśli chodzi o sukces finansowy
to może on być, a może go nie być. Tu najbardziej liczy się wytrwałość, inaczej
mówiąc „Konsekwencja”.
Uważam, że instytucjonalność trzeba wziąć z dobrodziejstwem inwentarza i
nauczyć się w niej pływać. A jeśli nie – proszę bardzo. Wtedy można iść do
subkultury, gdzie te prawa nie obowiązują. Jak najbardziej – „Wolność”
całkowita, znakomite samopoczucie – ale rezultaty widoczne ze świata
instytucjonalnego będą żadne.
Ale też grono „oburzonych” się powiększy. Nowojorska zasada: pół roku Art, pół
roku Arbeit na ten Art…
Sylwia Ciuchta: Czy uważa pan, że artysta, aby funkcjonować w obiegu oficjalnym, musi się dopasować do obowiązujących schematów, czy zachowanie przez niego Wolności w tym kontekście jest możliwe?
Przemysław Kwiek: Jest możliwe, myślę, że jest to realizowane.
Młodzież nie jest głupia, zwłaszcza po latach kształcenia.
Widać to chociażby na tym Toruńskim Festiwalu. Więc z jednej strony jest to
możliwe, z drugiej strony Staff instytucjonalny zdając sobie z tego sprawę,
bierze pewne poprawki. Nie zachowuje się brutalnie czy urzędowo, nie zamyka
oczu. Absolutnie nie, nie może tego robić, bo instytucja po prostu przestała by
istnieć. Artyści i instytucje to dwie synergicznie dopełniające się części,
jedna musi patrzeć na drugą i z uwagą współpracować, w innym wypadku nic z tego
nie będzie.
Tak to wygląda. Nie wiem czy pocieszyłem Panią czy zasmuciłem swoją
wypowiedzią, ale jest to takie kwaśno-gorzkie, słodko-kwaśne, słono-słodkie…
Sylwia Ciuchta: W dzisiejszej sztuce możemy zaobserwować tak zwany „trend ekonomiczny”…
Przemysław Kwiek: Tak, tak zwana komercja… Są biedni artyści, nie
mówię tu o młodych, dlatego na początku mojej wypowiedzi mówiłem o wytrwaniu
tych dwudziestu, trzydziestu lat. To jest bardzo ważne – wytrwać w tej
sytuacji. Jeśli się to uda, to taki artysta nagrodę dostanie, aczkolwiek rzadko
się to zdarza.
Zdarzają się fajerwerki młodości, a potem zwykle ten młody człowiek przechodzi
do porządku dziennego swojego życia i przestaje być czynnym twórcą. Jednakże
ani nie zmienia to postaci rzeczy, ani nie stawia Go w złym świetle, to się po
prostu zdarza. Doświadczenie twórcze wtedy nie szkodzi, wręcz przeciwnie, na
pewno pomaga w dalszym życiu.
Kostołowski ukuł taki termin „wirtualnego odbiorcy”. Jeśli człowiek, który
tworzył, przestanie uprawiać twórczość, zasili szeregi tej najlepszej kategorii
widzów. Kiedy taki przyjdzie na przykład na Festiwal Performance’u jak ten tu
chociażby, będzie potrafił ocenić zjawisko, w momencie gdy normalny widz jest
ślepy, nie wie co naprawdę się dzieje i nie może nic ocenić, lub zwyczajnie nie
wie co jest dobre, a co złe.
Sylwia Ciuchta: Czy możemy zaobserwować dzisiaj postawy krytyczne, wyłamujące się z tego „trendu komercyjnego”?
Przemysław Kwiek: Jak najbardziej. Jest całe grono znakomitych
artystów, którzy już machnęli ręką na sprawę komercji, bo wiedzą, że nic z tego
nie będzie. A zwłaszcza przy takich gatunkach twórczości, gdzie nie ma czego
sprzedać, nie ma czego powiesić na ścianie.
Co jest dziś coraz bardziej powszechne w sztuce. Z drugiej strony lobby komercyjne się broni i próbuje
zamieniać efemerę w artefakty żeby mieć czym handlować i utrzymać tzw. „Kanon”;
fakty przedstawiła A. Hołownia chociażby.
Ale znakomite grono artystów, którzy machnęli na to ręką bardzo dobrze działa.
A co właściwie oznacza takie działanie? Jest to ukulturalnianie społeczeństwa.
Za darmo, gdyż państwo za to nic nie płaci – same pozytywy niby.
Jakie w tej sytuacji są możliwości dla młodego artysty? Są dwie możliwości:
albo wejdzie w komercję i dzięki sprzedaży uzyska środki na własną działalność,
albo państwo zacznie finansować jego twórczość.
Sylwia Ciuchta: A może prywatny mecenas?
Przemysław Kwiek: Nawet nie pomyślałem… Ale znałem taki przypadek!
Ze 20 lat temu jeden niekonwencjonalny kolega miał mecenasa – ale oboje byli
trunkowi. I większość gotówki szła na wódę… A, i Bonarski coś tam sfinansował
Kozyrze.
Jeśli ja, za dzisiejszy występ dostaję honorarium w wysokości trzystu złotych
(co mnie bardzo cieszy), to nie ma o czym mówić. Dla porównania, dwadzieścia
lat temu w Niemczech wysokość wynagrodzenia dla profesora za pół godzinny
występ wynosiła 4 tysiące marek, czyli ok. 8 tys. zł.
Podsumowując, są dwie możliwości – państwo albo komercja.
Wejście w komercję oczywiście nie oznacza, że ktoś przestaje być dobrym
artystą.
Są wspaniałe przykłady znakomitej sztuki artystów, którzy funkcjonują w
komercyjnym obiegu i jednocześnie zachowują poziom. Robią co chcą, ale w taki
sposób, żeby można było dziełem obracać, czy sprzedać je do kolekcji publicznej
czy prywatnej. Jak to ja mówię, dzieło musi mieć wtedy charakter „pokupny”.
Przede wszystkim dla prywatnego nabywcy, ale i niestety dla państwowego też.
Ten „pokupny” charakter też się powoli zmienia, obejmuje formy jeszcze niedawno
mogące być uznane za „nie sztukę”. Znana ekskluzywna Galeria „Art NEW media” z
warszawskiego Krakowskiego Przedmieścia, która w latach 2000. z powodzeniem
handlowała dziełami wiekowych „gwiazd”, Akademickich Profesorów – weszła nawet
jako pierwsza na Giełdę – nie tak dawno zbankrutowała.
Po prostu ta była „pokupność” nie wystarczyła.
Sztuka się zmieniła, gusty też. Ale i bez „nowej pokupności” się nie obejdzie.
Tylko, że w Polsce niestety bogaci kolekcjonerzy są na niskim poziome
intelektualnym – XIX wiek, Jeleń na
Rykowisku, a do spekulacji Malczewski
– tak to wygląda.
No może w ostatnich dwóch dekadach zaczęła się pojawiać klasa bardziej „czująca
bluesa”, „średnio wieczna” (śmiech), zdolna do kupna tej „nowej pokupności”.
Bogatsze lemingi. Stąd pojawianie się nowych Galerii skłonnych ją obsługiwać
artefaktami bardziej odnoszącymi się do współczesności. Tym nie mniej państwowe
pieniądze dalej są najlepszą sprężyną. Zaczyna się nawet mówić o „mafii” wokół
niej.
Ale proszę pozwolić – chyba tu właśnie jest okazja, żebym odczytał z karteczki
moją wcześniejszą notatkę – paradoksalną myśl pasującą do tematu „niepokupna
Sztuka, a komercja” [autor wyjmuje z kieszeni karteczkę].
– „A co jest Sztuką u Pr. Kwieka? Postępowanie (w dużej ilości czasu). Chcesz
obcować z pięknem Sztuki Kwieka? To Go kupuj! Jak kupować »postępowanie«?
Prosto – kup COKOLWIEK od Pr. Kwieka. A czy »postępowanie« (Pr. Kwieka) może
być »piękne«? (pięknem?). – Jeśli jest »majstersztykiem«, tzn. czymś
wymagającym do jego powstania myślenia i żmudnej profesjonalnej pracy – to może
być”…
Sylwia Ciuchta: Próbował Pan coś sprzedać?
Przemysław Kwiek: Tak. Nie ma problemu, jestem realistą. Jest
komercja i koniec.
Nie zamierzam z nią walczyć. Byłem przez jakiś czas Artystą wspomnianej Galerii
„Art NEW media”*10 i nic nie
sprzedałem.
Ale powiem o fakcie, który mnie upokorzył. Niech to będzie znamienny przykład
sytuacji krajowej; nie życzę nikomu z dobrych a „niepokupnych” takich przeżyć.
Otóż na którejś z kolei wystawie przed aukcyjnej w Galerii Rempexu*11 „Art +
on”, prowadzanej wtedy przez Marikę Kuźmicz, „wisiał” obok mnie Kol. M. Bałka –
kawałek zespawanej blachy – za 340 000 zł! Moje kraty ze zdjęciami z
deformowanym czołem były po „marne” 5 000 zł – nie, nic nie sprzedałem…
Ktoś „bywały” powiedział: „nie dziw się, to normalna cena zagraniczna Bałki”.
Zignorował fakt, że rzecz działa się w kontekście polskich złotówkowych
portfeli… I tak to jest, droga schizofrenio…
Sylwia Ciuchta: Panuje przekonanie o hermetyczności środowiska sztuki, jaki jest Pana stosunek do tego?
Przemysław Kwiek: Owszem to środowisko jest hermetyczne i nie wiem
jak by mogło być inaczej. Ale jest ono tak samo hermetyczne jak i wiele innych
środowisk, jest na to wiele przykładów. Na 90% zjawisk politycznych
społeczeństwo nie reaguje, bo ich nie rozumie.
Weźmy fizykę jądrowa, astrofizykę, filozofię, ekonomię, matematykę… czy ktoś
np. wie, co to są „logiki niemonologiczne”, rzecz dla mnie gorąca, a której
przejawy będą naturalne dla ludzi za 40 lat?...
Owszem, są jakieś popularyzatorskie audycje – choć nie na temat tej logiki – i
bardzo dobrze, ale normalny człowiek nie ma do tego dostępu ani nie chce mieć.
Nie będzie sobie głowy zawracać tym, ze jakaś gwiazda gdzieś pękła 3000 lat
świetlnych temu. I tak nas szlag trafi, bo jak wiadomo Słońce się wypali, a
Ziemia się rozgrzeje i wyparuje. A co go obchodzi chociażby takie Seminarium
Ewy Majewskiej na temat „Sztuki w przestrzeni miejskiej” w Polskiej Akademii
Nauk, w którym aktualnie biorę udział, a przecież wstęp jest wolny?
A obchodziły w początku lat 70-tych otwarte wykłady w tymże PAN-ie „Prakseologii”
Tadeusza Kotarbińskiego, „Historii Estetyki” Władysława Tatarkiewicza,
„Historii Humanistyki” Bogdana Suchodolskiego, „Historii” Jerzego Topolskiego,
które dokumentowaliśmy magnetofonem?
Sylwia Ciuchta: A czy mimo tej hermetyczności sztuka wpływa na społeczeństwo, zmienia otaczającą nas rzeczywistość?
Przemysław Kwiek: Oczywiście. Sztuka, Artyści, dobrzy Artyści. Ale,
żeby w ogóle można było mówić o dziele sztuki czy zjawisku artystycznym – czy
to procesualnym czy obiektowym – musi być najpierw Artysta!
Jeśli autorem nie jest Artysta, to nie ma Sztuki.
Posługując się kolokwialnym przykładem: jeśli amator zrobił instalację
hydrauliczną, czy elektryczną w swoim domu, może ona funkcjonować, jednakże nie
ma nic wspólnego z profesjonalnymi instalacjami – z ciągiem ekonomicznych
sprawnych czynności doprowadzających do finału.
Wiec ciężar sprawy przesuwa się na pytanie, kto jest tym Artystą? Każdy „nie
Artysta” może namalować obraz czy zrobić Performance, ale cokolwiek by nie
zrobił, nie jest to Sztuką. To jest bardzo jasne – nie ma Artysty, nie ma
sztuki! Choć może być ciekawie i „dziko”.
Pani zapytała o wpływ sztuki na społeczeństwo. Jak najbardziej, kiedy powstanie
Sztuka robiona przez Artystę, ma wówczas wpływ ogromny, myślę że jeden z
największych.
Nie ma nic gorszego, jak „kreacja” nie artysty, która ma ogromny wpływ na
społeczeństwo i zmienia otaczającą rzeczywistość, np. wpływ generała, czy
innego pułkownika, który wydał rozkaz strzału w Malezyjski samolot pasażerski
nad Ukrainą.
Tylko jakie jest zadanie Artysty? Dawniej miał bardzo utylitarną funkcję,
odzwierciedlał mimetycznie rzeczywistość, malował portrety, dwór, obrazy
realistyczne, obsługiwał widokami i anegdotami Kościół. Był też Realizm
Socjalistyczny, Narodowo-Socjalistyczny Niemiecki, to się oczywiście skończyło,
ale artyści robili tę robotę i byli ważni. Pisarz w dobie PRL-u to był guru,
wszyscy się z nim liczyli, z pierwszym sekretarzem partii włącznie. Diego
Riviera w Meksyku był równy Prezydentowi, Le Corbusier, Oscar Niemeyer, Andy
Warchol… – międzynarodowe autorytety; Jackson Pollock, Jean-Michel
Basquiat, Keith
Haring, Damien Hirst, Tracey Emin… – gwiazdy równe innym pop-popularnym, itd.
W „narodowych”, tak można powiedzieć, filmach BBC, znani artyści „wysokiej” Sztuki
aktualnej zapraszani są do autorskich komentarzy; niebywałe!
Angielska nagroda Turnera jest publicznie komentowana jakby dotyczyła piłki
nożnej…
U nas póki co jest to wszystko jakieś spsiałe.
Społeczeństwo jest trochę bogatsze, a i w sklepach nie jest źle, są czyste
wyłożone kafelkami ubikacje, można zapalić telewizor, zająć się zgłębianiem
smartfona i życie jakoś przeleci – daje radę bez Artysty (ciągle mowa o „Sztuce
Wysokiej”).
Ale jak się delikwent zacznie zastanawiać nad jakimkolwiek aspektem rzeczywistości
zaobserwuje, że być może jest trochę za brudno, a reklam jest może za dużo, że
IKEA w porównaniu z przeciętnym wnętrzem to Wersal, że dzieci głupie, sąsiedzi
także, ta odzież i krawaty beznadziejne, ta nuda, życie boli, a nawet, jak chce
Beckett, najlepiej gdyby nie przyszedł był na ten świat – to zaczyna „świecić”
Artysta!
Norman Leto w długim filmie pokazuje swoje przestrzenne modele „dróg życia”
jednostek – miliony prostych, podobnych, rutynowych, cyfrowych tasiemców.
Czasami od wielkiego dzwonu pokazują się formy duże, skomplikowane, złożone,
np. Geraldine Chaplin, Stalina…
– Jedną z głównych powinności artysty jest przemyślenie, ponowne przerobienie
wszystkich problemów, które dotyczą człowieka. Czego zwykły człowiek zazwyczaj
nie robi, z bardzo prostej przyczyny – urzędniczka na poczcie, to przykład –
może być i inżynier, lekarz – pracuje z osiem godzin dziennie, rutyna życia
sprawia, że zwyczajnie nie ma czasu na przemyślenie problemów ekologicznych,
ekonomicznych, globalnych, społecznych, rodzinnych, logistycznych,
psychologicznych, wreszcie estetycznych.*12
Tu wkracza Artysta ze swoją „Lampą i Iskrą Bożą”.
Tylko społeczeństwo powinno o tym wiedzieć, zapłacić za to i korzystać z tego –
polskie!
A nie: co to za pasożyty! Ja to lepiej swoim ogonem zrobię! Z drugiej strony,
nie ma tu nic do roboty taki „Artysta”, który inaczej rozumie swoją rolę!
Sylwia Ciuchta: Wracając do tematu Festiwalu, jak Pan postrzega tę inicjatywę?
Przemysław Kwiek: No w tym momencie jesteśmy na półmetku, jest
połowa dnia drugiego, a Festiwal trwa trzy dni. Wczoraj było bardzo ciekawie, i
dziś też jest ciekawie. Są świetni młodzi artyści.
Co zauważam? To, że teraz nie ma Festiwali lepszych czy gorszych, tak jak to
było kiedyś.
Zauważyłem, że Festiwal jest bardzo zazębiony w środowisko Toruńskie. Już
zaczyna stawać się stałą imprezą, prowadzony jest od 2007 roku, a od trzech lat
w tym miejscu (Centrum Sztuki współczesnej Znaki
Czasu), możliwe, że stanie się tak jak w Piotrkowie Trybunalskim.
Kto by pomyślał, że w jakimś Piotrkowie Trybunalskim (przecież to nawet
śmiesznie brzmi) odbywa się jeden z najważniejszych na świecie Festiwali
Performance’u mający tam dziesiątki swoich fanów. Choć ja z uporem maniaka
mówię Organizatorom, że to ma być „Festiwal Sztuki” przez duże „S”, a nie
Festiwal Performance’u – bo marnie zginą.
Tu w Toruniu widzę obecność dzieci, to bardzo dobrze, dzieci trzeba
przyprowadzać na tego typu Festiwale, od wieku trzech, czterech lat. Jak
dziecko podrośnie rok po roku przychodząc 5 czy 10 lat na taki Festiwal, to ono
już do teatru nie pójdzie. Chyba, że do jakiegoś dobrego.
Ale na razie u nas nie ma dobrych teatrów.
Sylwia Ciuchta: Ostatnio widziałam bardzo dobry spektakl pt. Kobro w Łodzi, w Teatrze Nowym …
Przemysław Kwiek: O! Kobro, a no może, no ba…! Ale to trzeba było aż Kobro zaprząc. Wiadomo o co chodzi, znowu Awangarda, która w Związkach Artystów Plastyków była wyklinana, to były czarne owce. Taka Kobro…
Sylwia Ciuchta: Spektakl oczywiście ukazywał relację Strzemińskiego i Kobro, tym razem z perspektywy Niki…
Przemysław Kwiek: No Nika Strzemińska, córka, zdaje się że
Strzemiński trochę zgnębiony jest w tym spektaklu, a Ona… jak było naprawdę?
No, trzeba by na to spojrzeć z różnych perspektyw…Swoimi rzeźbami paliła w
piecu, a zły Strzemiński… Jezu!…
O! Gdyby powstał taki spektakl, a może film, który pokazałby, w jakiś bardzo
atrakcyjny sposób (a materiałów jest pełno, jest cala dokumentacja) związek KwieKulik, to żyć nie umierać – pikantne
szczegóły towarzyskie, płatny sex, ciosy nożem, zwierzęca praca, cyfrowe
galery, nadludzki perfekcjonizm, doczekanie się Godota…!
Ale dzisiejszy teatr, o czym tu mówić, biorąc pod uwagę kilkadziesiąt lat
Performance’u…
Tradycyjny aktor, jeśli nie uwzględni tego nurtu artystycznego, to po prostu
się kompromituje. Byłem świadkiem takiej właśnie historii w Piotrkowie
Trybunalskim. Profesjonalny aktor zrobił monodram, zaprosił wszystkich
uczestników zagranicznych i polskich, no i po prostu, dla przyzwoitości,
wysiedzieliśmy do końca, ale już po pięciu minutach zasadniczo trzeba było
wyjść. Zaczęło być nam niedobrze, duszno, krzesła parzyły w d…. To nie był zły
aktor, ale to nie ma znaczenia. To jest takie przestarzałe, jakby ktoś założył
drewniane saboty, w których Holendrzy chodzili w XVIII czy IX wieku. Tak mniej
więcej wygląda klasyczny teatr w stosunku do dobrego Performance’u. Jego
mistrzowie już zaczynają umierać, czyli są około siedemdziesiątki.
Sylwia Ciuchta: Co Pan sądzi o młodych Performerach biorących udział w Festiwalu? Był jeden dwunastoletni chłopiec [Franciszek Karasiewicz].
Przemysław Kwiek: On był znakomity! To po prostu jakieś kuriozum…
Organizator czytał, że on dostawał jakieś nagrody, za malarstwo, za grafikę w
szkolnych konkursach – ale w tradycyjnej sztuce. I tu nagle zrobił Performance,
co mi się niesłychanie podoba, bo tak powinno być.
Młody człowiek powinien uprawiać sztukę tradycyjną i sztukę Performance, która
polega na wystąpieniu „na żywo” – po równo! Ten chłopiec był świetny,
Performance świeżutki, rewelacyjny! Wątpię żeby któryś z zawodowych
performerów, a musiałby to być naprawdę wielki mistrz, zrobił taki performance
jak On.
Myślę, że nie zdaje sobie z tego sprawy, jak to często bywa u młodych; zresztą
i u ich rodziców też.
Sylwia Ciuchta: Wygląda na to, że na Festiwalu wyłaniają się niebywałe talenty…
Przemysław Kwiek: Tak, ale z drugiej strony ciekawe jest to, że w ogóle zaszła w Toruniu taka historia. Organizatorzy potraktowali Go poważnie, jak artystę po studiach artystycznych. To też coś znaczy. Stworzono dział „młodzi”.
Sylwia Ciuchta: Na Festiwalu obecni są artyści ze Lwowa…
Przemysław Kwiek: Tak, jest bardzo silna grupa artystyczna. Ja teraz byłem we Lwowie z Januszem Bałdygą, gdzie robiliśmy Szkołę Performance’u (tzn. ja robię Appearance). Całość mam udokumentowaną filmem. Rewelacja. Nadałem temu nazwę, i tego się będę trzymał: „Lwowsko-Warszawska Szkoła Appearance’u”*13.
Sylwia Ciuchta: Działania we Lwowie były jednorazowe?
ysław Kwiek: Odbyło się to już któryś rok z kolei, to jest
corocznie odbywający się Tydzień Sztuki
Współczesnej. Warsztaty te odbywały się już w poprzednich latach – zamiast
mnie był np. Nigel Rolf, profesor z Anglii, a w tym roku zaprosili mnie w Jego
miejsce.
W zeszłym roku w Piotrkowie Trybunalskim gościła grupa Ukraińców, ja wówczas
zrobiłem Performance o Majdanie, gdzie użyłem tej słynnej pieśni żałobnej
Majdanu „Plyvie Kacza po Tisinie”.*14 Śpiewana jest ona teraz
tylko w związku ze śmiercią tzw. „Niebiańskiej Sotni”.
Można występ zresztą obejrzeć w Internecie. Po prostu był to najwidoczniej dla
Nich wstrząs, więc zapewne stąd to zaproszenie. Oczywiście, gdybym nie posiadał
tego stażu który mam, mimo tego występu, mogłoby to zaproszenie nie dojść do
skutku, bo chodziło o kształcenie młodzieży, i to akademickiej.
Sylwia Ciuchta: W temacie Performance’u ciekawe jest zagadnienie zwrotu performatywnego…
Przemysław Kwiek: Tak, zwrot performatywny; oczywiście można o
czymś takim mówić. Popularność sztuki Performance rozlewa się jak dżuma w
średniowieczu.
Ale jeszcze niestety nie doprowadzono do tego, aby Performance był poważnie
traktowany, no niestety. Muzeum Sztuki Nowoczesnej zrobiło, jakby z nieba
spadło, cykl spotkań poświęconych Sztuce Performance. Wiadomo, że Polska jest
zawsze jakieś 20, 30 lat spóźniona za Zachodem, tylko akurat nie spóźniona, jak
Pani powiedziała , „w temacie” Performance – czego widocznie Muzeum nie wiadomo.
Jednakże takie instytucjonalne wydarzenie już o czymś mówi. I to w instytucji warszawskiego
„Salonu”!
Nawiasem mówiąc, ani ja, ani np. Łukasz Guzek – historyk sztuki, który dobrze
zna się w Polsce na Sztuce Performance, ani A. Tajber z Krakowa, T. Sikorski,
R. Ługowski, J. Rylke, O. Chmioła, M. Kaźmierczak, J. Bałdyga, Z. Piotrowski,
P. Kempisty, W. Tatarczuk, a Świdziński już umarł – nie zostaliśmy zaproszeni.
Ani do występów, ani do prezentowania teorii i historii gatunku. Zostało to
zrobione siłami zagranicznymi: profesorowie z Londynu (Lepecki), ze Stanów
Zjednoczonych, a Polacy w odstawkę. Przepraszam była Pani prof. z Polski, od
jakiegoś niby Performance’u – bo tu wszystko co się rusza, muzyka, teatr, to
Performance – zobaczyłam Ją tam po raz pierwszy w życiu (!).
To jest stresujące i dołujące, my w ten sposób jako kraj nie zaistniejemy.
Wracając do Piotrkowa Trybunalskiego, czasami śmieje się: przecież Wy jesteście
„Wolne Miasto Piotrków”, macie własną prasę, własną telewizję, własnych
krytyków, własne 2-3 galerie, nie trzeba Wam Warszawy.
Toruniu, i to Tobie mówię też! Tak mogłoby być w całej Polsce, po co nam te
ciągłe patrzenie na Warszawę, a „salonu” Warszawy na Zachód?
Można, ale z obowiązkową symetrią!*15 Na razie mamy do czynienia
z pognębieniem interesów Polski.
A „Zachęta” pod dwukadencyjnym dyrektorstwem Andy Rottenberg całkowicie
skreśliła Sztukę Performance i jej Artystów, zaś śp. Wojciech Krukowski
dyrektorując Warszawskiemu Centrum Sztuki Współczesnej zmarnował 10 lat jeśli
chodzi o ten gatunek Sztuki.
To niepowetowane straty! A mówimy o gatunku, którego Artyści są najbardziej
rozpoznawalnymi Artystami polskimi na świecie!
Sylwia Ciuchta: Czyli Pan myśli, że jest zapatrzenie na Zachód?
Przemysław Kwiek: Jasne, że jest, ale jest to snobistyczne
zapatrzenie. Ze strony kuratorów – no jasne, chcą dorównać. Liczą na to, że
zostaną tak samo potraktowani, skoro zaproszą do Polski na wykład to i może
zostaną zaproszeni do Nowego Jorku, czy Niemiec czy Anglii. To jest kopanie pod
sobą dołków, w dodatku nieświadome.
Żeby wwieźć obrazy do Niemiec trzeba dostać zgodę Związku Artystów Plastyków
Niemieckich, który traktowany jest jako związek zawodowy. Przecież ich rynek
jest tym zagrożony – artystów jest jak psów, dlatego potrzebne są selekcje i
hierarchie.
Zwłaszcza w wypadku Performance – dziś ktokolwiek głowę ledwo co na Festiwal
wsadzi, zobaczy Performance i pomyśli „Boże, przecież ja mam genialny pomysł”.
Bach! I zrobi Performance, czemu nie. Ale jak wcześniej powiedziałem, może
sobie robić, tylko jednak wtedy on zrobi Sztukę… – jeżeli będzie Artystą! O tym
nie zapominajmy.
Nagle wszyscy robią Performance, i znakomicie… ale czy tyle jest Sztuki? Nie,
sztuki jest tyle ile było, robią ją Artyści. Ale im więcej Polaków będzie
malować, rzeźbić i Performować, to tym lepiej. Rozumiemy się, o co chodzi?
Sprawnie!!!
Sylwia Ciuchta: Czy Artystą jest ktoś, kto skończył uczelnię artystyczną?
Przemysław Kwiek: Nie, w żadnym wypadku. Na pewno tak w przypadku sztuki rzemieślniczej, tradycyjnej, figuratywnej, ilustrującej, mimetycznej. W tym wypadku jak najbardziej, pięć lat studiów to jest minimum, żeby w ogóle cokolwiek zacząć robić w tej branży – umieć namalować człowieka w proporcjach, osadzić postać na kośćcu, ustawić odpowiednio scenę, z dobrym wydechem coś wyraźnie powiedzieć, frapująco napisać fabułę i tak dalej. To wymaga niezłych paru lat praktyki i to od młodości. Pierwszym czynnikiem filtrującym jest profesura akademicka, czy szkolna – to profesor daje tę pierwszą piątkę, druga… Można powiedzieć, że skoro warsztat ma opanowany, tyle lat na to poświęcił, to jest jakby Artystą. Ale to się okaże w życiu, po pierwszym, drugim zamówieniu, tak jak to bywało w Odrodzeniu…
Sylwia Ciuchta: A teraz jak to wygląda Pana zdaniem? W sztuce Performance?
Przemysław Kwiek: Granice sztuki zostały poszerzone. Wiadomo dziś
już w stu procentach i nie ma co o tym dyskutować, że Performance też jest
Sztuką. To znaczy są Artyści Sztuki Performance! Są Artystami, wiec robią
Sztukę…
Co znaczy robią Sztukę? Wypowiadają się tą formą na te różne tematy (społeczne
i inne, o których mówiliśmy), w sposób mistrzowski. Artysta dziś nie musi już
umieć namalować kota w kapeluszu palącego fajkę, który będzie wyglądał jak
żywy, skoro wypowiada się świetnie w sztuce Performance.
Ale to, co przed chwilą powiedziałem w odniesieniu do sztuki tradycyjnej,
przedstawiającej – obowiązuje to również w dziedzinie sztuk nowych,
poszerzonych, audiowizualnych czy medialnych. Na tym polu też są hierarchie,
profesorowie i również strasznie ostre sito – galeryjne, instytucjonalne i
kolegów!
Właśnie takie Festiwale jak ten też do tego służą. Dlatego mówię, wytrwanie to
jest jedna rzecz, zdolności to jest druga rzecz. No jakoś musi to się toczyć...
Sylwia Ciuchta: Gdzie dziś możemy obejrzeć Pana sztukę, jakie są Pana najbliższe plany?
Przemysław Kwiek: Zna Pani tę najnowszą tzw. „Księgę” KwieKulik, która się ostatnio ukazała? (KwieKulik, Zofia Kulik & Przemysław
Kwiek)*16.
1700 skanów, parę tysięcy plików do porządkowania w komputerze po redakcji.
Warto prześledzić, bo tam nie tylko o nas chodzi; wszystko w niej jest oparte
na zaprezentowanych faktach i jest ona znakomitym dokumentem o sytuacji sztuki
w latach 70’ w naszym codziennym życiu wtedy w Polsce.
A co w najbliższym czasie, jeśli o mnie chodzi… Dla mnie najważniejszą rzeczą w
tej chwili, sprawą życia i śmierci jest zrobienie mojej retrospektywy.
Moja twórczość jest bardzo mało znana, a opublikowano o niej bardzo mało,
jakieś szczątki. To znaczy, to musiałby być duży fundusz, bo wiele rzeczy
trzeba odtworzyć. Mam znakomitą dokumentację, filmy (ale co z tego – w
szufladzie i w plikach na komputerze). Mam setki dokumentów. Pewne zdjęcia
mogłyby być powiększone np. 5 na 10 m. Można by odtworzyć pewne przestrzenne
obiekty, instalacje, czy Performance. Performance można odtworzyć albo w stu
procentach, albo w taki sposób, aby zrobić kolejny krok w stosunku do tego
poprzedniego, itd.
Do tego jest potrzebna retrospektywa, aby zobaczyć całą potęgę, moc mojej
twórczości, mój, jak go nazwał Piekarczyk, „Utwór”.
A dlaczego jeszcze jest to ważne? Aby ludziom uświadomić na czym ten mój Appearance polega. Żeby zobaczyć moją
sztukę w stu procentach, ktoś musiałby by mi wejść na plecy, przystawić swoją
głowę do mojej głowy i całe życie ze mną tak żyć. I on wtedy dopiero zobaczyłby
całość mojej działalności, oczywiście jest to niemożliwe fizycznie.
W związku z tym trzeba by pokazać łańcuch mojej pracy artystycznej; jakieś
fragmenty tego łańcucha również z KwieKulik,
gdyż go kontynuuję. Moja działalność tworzy taki łańcuch, gdzie jedno zjawisko
wynika z drugiego i następne może nawiązywać do pięciu kroków poprzednich. I
tak to się toczy po prostu. Wszystko jest „zlinkowane”. „Linkowanie” było
świadomą zasadą procesu moich kreacji, jeszcze zanim stało się zasadą „Sieci”.
A więc Internetu!
Na tym polega wszelka „narracja Internetowa” wywoływana przez Internautę
klikaniem w linki. Stało się to teraz naturalną drogą każdego – „chodzenia” po
ścieżce „memów” i „wyjaśnień”!
Na tym polegała i polega „nowoczesność” mojej Sztuki!! Jest to rzeczywista
nowoczesność, bo potwierdzona w końcu miliardami użyć! To już w pełni
opracowałem w r. 1970!
I „pracowało” to w systemie pracy KwieKulik. Wyniki były?
A jednocześnie toczy się to w uwarunkowaniach – nie „kontekście” – konkretnego
życia (co też jest dokumentowane), które wpływają na wybory w kolejnym kroku
tego łańcucha.
Pokazanie tego na wystawie retrospektywnej jest niesłychanie ważne, aby widzowie
zorientowali się jaka jest moja Sztuka, na czym polega i jaka jest jej wartość.*17
I żeby większa ilość ludzi miała szanse potwierdzić po obejrzeniu, że jestem
Artystą; potwierdzić w szerokiej skali społecznej, bo to że nim jestem, nie
ulega oczywiście kwestii – po latach!
Sylwia Ciuchta: No i na koniec, bo widzę, że pan już się niepokoi – co Pan za tych parę godzin zamierza zrobić – to tajemnica?
Przemysław Kwiek: Ależ skąd! Pokaże „Sprawnego Operatora”
przedmiotami, z których jednym jestem Ja!
Zrobię to, co powiedziałem rano do kamery Jackowi Kasprzyckiemu i Jego żonie
Tamarze: postanowiłem bezkompromisowo po raz pierwszy „pójść na całość”! Kawa
na ławę. Tzn. nie obchodzi mnie, czy to będzie Sztuka, czy nie.
Postanowiłem, że pokaże nagie jądro tego, o co mi chodziło od samego początku,
aż do dzisiaj [1967-2014]. Filozofię, zasady mojej pracy. Bo dotychczas, z
„poza dymu Sztuki”, nie było to może dla każdego jasne.
Wywieszę hasło-termin „SPRAWNY SPRAWCA” „pod którym” będę Działał.*18
Będzie to zagruntowane na biało płótno z czarnym napisem; później z tego
powstanie prawdopodobnie obraz olejny.
Z nie mojej winy Działał będę na zestawie najtańszych materiałów, jakie dzisiaj
mogłem dostać w sklepach „po drodze” do Centrum Sztuki. Czyli na surowej
najtańszej żywności.
Zapłaciłem za to 36 zł. z tych 300 zł.
Zacząłem już Działać rano samotnie tuż po zakupach i po przyjściu do Centrum,
na oczach gości kawiarnianych. Wykonałem „preparację”, by nie nudzić nią widzów
„na planie”.
Trwała ona ze 2 godziny zresztą. Wstępnie „obrobione” „przedmioty” wkładałem do
skombinowanych na mieście papierowych toreb; trudno było te torebki „wyrwać”,
ale jakoś po półtorej godzinie się udało.
Finał będzie drugą częścią zasadniczą, publiczną i właśnie dydaktycznie
„sprawną”; potrwa nie więcej niż 20 minut.
Potem „puszczę” video na ramce cyfrowej – jak przeklinam przy malowaniu bzów z
natury. Co potem przerodziło się w kilkuletni cykl „Awangarda bzy maluje”. Taki
„kolarz treści” – a co, nie? Taki np., jaki każdy nieraz sam doświadcza –
wracam ze sprawunkami, a tu nagle widzę straszny wypadek uliczny…*19 [xix]
– Chcesz publiko, by Działając, moje ręce operowały szlachetnymi materiałami –
brylantami, złotem, pigmentami, przedmiotami, rysunkami, obrazkami, ludźmi…? By
te przedmioty swym bogactwem prowokowały mnie do kreacji niezwykłych i
pięknych? Jednocześnie czarując swą „aparycją” oczy i rozum?
To są dwie możliwości: albo publiko mi je kupisz, albo publiko skieruj podanie
do Ministerstwa, by ono sypnęło publicznym groszem…
To tak a propos tego, o czym wcześniej rozmawialiśmy.
Ale o co tak w ogóle tu chodzi – z „lotu ptaka”?
Otóż wydaje mi się rzeczą ciągle szczególnie ważną dla Polaków, a zwłaszcza
teraz dla Ukraińców, pokazywanie „wyglądu” sprawności w czystej postaci –
uświadamianie ludziom jej wagi! Jej sensu. Jej skutków. Tylko tą drogą możemy
się bogacić. Tylko tą drogą możemy być prawdziwymi wolnymi kreatorami! Tylko tą
drogą możemy stać się państwami podmiotowymi, silnymi, niezależnymi! Nie mówię
o narodach!
Z innej beczki. Są dwie drogi dojścia do bogactwa – poprzez sprawność lub przez
zabijanie i grabież – jak u ludzi Hitlera, separatystów i podobnych bojówek… Co
lepsze?...
A! Zapomniałem – głupi byłbym, gdybym nie wykorzystał tych tu zastanych
przedziwnych stołków [Ernest Neto]; już je ustawiłem w przyścienną podkowę od
razu pierwszego dnia po przyjeździe, super… Dziękuję i znikam!
VIII Festiwal Performance Koło Czasu (12-14.12. 2014 r.) Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu, Toruń.
Sylwia Ciuchta ©
Pisownia dużych i małych liter
zgodnie z sugestiami rozmówcy.
Przypisami (patrz część 2.) opatrzył Przemysław Kwiek ©